Jest taka historyjka. Człowiek zgubił się w lesie. Błądzi, błądzi, zaczyna być głodny, chce mu się pić, ogarnia go strach. W końcu, po kilku godzinach tułaczki, napotyka innego człowieka i uradowany podbiega do niego z pytaniem: „Powiedz mi, dobry Człowieku, dokąd ja idę???”. Na to wędrowiec odpowiada mu: „A skąd ja mam wiedzieć, Człowieku, dokąd Ty, u diabła, idziesz?”. I odchodzi.

Czasem Klienci przychodząc po „poradę prawną”, zachowują się podobnie, jak ten wędrowiec. Oczekują gotowej porady, co do tego, co mają zrobić dalej ze swoim życiem, w którą stronę iść. Tytuł zawodowy „radca prawny” jest dość zdradliwy. Radca, powinien przecież dawać rady. Natomiast w materii tak wrażliwej, jaką są związki międzyludzkie, dawno już udowodniono, że „radzenie” komuś jest formą nadmiernej ingerencji w czyjąś wolność. Jeżeli chce się komuś naprawdę pomóc, należy raczej wysłuchać go, próbować zrozumieć jego emocje i potrzeby. Wówczas człowiek nagle zauważa, że sam najlepiej wie, co będzie dla niego dobre i co ma robić. I wtedy prawnik może podpowiedzieć możliwe drogi postępowania, wskazać na zagrożenia i konsekwencje wybrania każdej z nich. Bo aby wybrać dobrą drogę, trzeba najpierw wiedzieć, dokąd chce się dojść.

Dlatego, jeżeli mamy kryzys w związku, najpierw trzeba się zorientować, co nam nie pasuje, co boli, co przeszkadza. Jeżeli już zdamy sobie sprawę z własnych uczuć, nadejdzie dobry czas na określenie przyczyny problemu, a następnie szukanie jego rozwiązania: samodzielnie, z pomocą rodziny, przyjaciół lub specjalisty (terapeuty, mediatora, mecenasa). Czasem rozwiązaniem może być po prostu szczera rozmowa z partnerem, czasem terapia indywidualną lub wspólna, a czasem rozstanie…

Jedno jest pewne. Zanim człowiek zdecyduje się na jakieś radykalne kroki, powinien spróbować zrozumieć siebie i swoje potrzeby.

I wtedy radca prawny pomoże narysować mapę, dzięki której dojdziemy tam, gdzie chcemy być.